Mechanizmy obronne

Ktoś był w mojej fortecy. Zakradł się niepostrzeżenie. . . Jak to w ogóle możliwe? To mój podstępny demon nie zamknął drzwi, wręcz zostawił je uchylone. Jeszcze włączył światło, żeby ktoś mógł dostrzec i znaleźć ją, wejść bez pukania.
I wszedł ktoś. Po cichu. Stanął za mną i zdjął ze mnie kawałek mojej stalowej zbroi, która tworzyłam miesiącami, żeby mnie chroniła. Potem dotknął ręką mojego nagiego ramienia. Na odchodnym jeszcze dodał, że będzie mnie po kawałku z niej rozbierał. I zniknął.
Czułam złość i wstyd. Bo po co były te wszystkie fortyfikacje dookoła, ta zbroja, te wszystkie zabezpieczenia... Tak było bezpiecznie siedzieć i z wysokości obserwować to wszystko co dzieje się dookoła. Obserwować, ale nie uczestniczyć. A jeśli kiedyś trzeba było... To wychodziło się za mury w zbroi. Nikt nie mógł mnie tknąć.
I teraz ktoś bezczelnie wchodzi i oświadcza co oświadcza. Dlaczego właśnie do mnie przyszedł? Na mnie się uwziął? A może to jest tak, że to demon znów po partyzancku podsunął mu zaproszenie... Powiedział, gdzie i jak...
I znów wstyd, że nie utrzymałam demona w klatce, że wyslizgnął, żeby się nakarmić. Śpi teraz najedzona, wredna bestia i podnosi tylko czasem wzrok, pytając czy jeszcze kiedyś dam tego pysznego jedzonka.
I gdy już powoli przestają wybrzmiewać wstyd, złość i strach (że za szybko, że znów się źle skończy, że nieostrożna jestem, naiwna...) wspomnieniem powraca dotyk ręki tego obcego na moim nagim ramieniu...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Piękna i Bestia

Iluzja