Piękna i Bestia
Podczas świątecznych porządków znalazłam w szufladzie moje stare opowiadania jeszcze z liceum. Bo pisałam...pisałam od kiedy nauczyłam się liter. A zanim nauczyłam się liter mając 4 latka układałam już rymowane piosenki... Potem zapisywałam na kartkach, w zeszytach, aż w końcu na starej maszynie do pisanie przyniesionej z hurtowni przez tatę.
Więc znalazłam opowiadania. Jedno z pierwszych było przeróbką klasycznej disnejowskiej bajki "Piękna i Bestia". Nie wiem czemu akurat ta bajka, w której dziś niektórzy dopatrują się opowieści o syndromie sztokholmskim, zapadła mi w pamięć. Inne dziewczynki wolały się utożsamiać z Kopciuszkiem albo inna równie nudną królewną, która ugania się za cukierkowo słodkim księciem. Ja wolałam Bestię - brzydala o nadludzkiej sile i wysokim poziomem agresji. W moim opowiadaniu miejsce Bestii zastąpił sam Diabeł. Oczywiście był wątek wskrzeszenia pewnej młodej dziewczyny, uprowadzenia jej do bram piekieł i zmuszania do zamążpójścia. Ona nie chciała, on się wściekał, ona zaczęła mu ulegać... klasyka. Potem uroczyste ceremonie zaślubin - nadal trochę wbrew jej woli. A na końcu oczywiście po małym happy endzie ona umiera przy porodzie. Tu już powiało trochę brazylijską telenowelą. W każdym bądź razie uśmiechnęłam się sama do siebie i otarłam łezkę nostalgii. Wszak w mojej podróży do klimatu poznałam i "piekło" i "diabła" i również nie było happy endu.
Dalej przerzuciłam teczkę i natchnęłam się na opowiadanie rodem z dziennikarstwa szpiegowskiego. Zupełnie inna opowieść, bo dotykająca kwestii homoseksualizmu. Napisana było pod wpływem pierwszego zetknięcia z dość rozwiązłym życiem seksualnym prowadzonym przez mojego brata i bratową. Na koniec widniało motto: "wszystko jest dla ludzi".
Do pisania wróciłam dopiero w liceum, gdy w domu stanął pierwszy komputer. Wtedy już poszło po całości. Mistycyzm, siły nadnaturalne, obrzędy okultystyczne, kajdany i brutalne gwałty w ciemnej piwnicy. Dość nietypowe zainteresowania jak na nastolatkę, która nie miała jeszcze chłopaka i powinna spędzać czas na dyskotekach a nie z nosem w książkach i grach komputerowych z gatunku horroru.
Teraz będąc już dorosłą kobietą miło wspominam moje pierwsze fantazje i błądzenie po przestworzach własnej wyobraźni. Każdy dąży do urzeczywistnienia swoich marzeń i ja w końcu odnalazłam świat, który w dużej mierze zawierał je. Świat BDSM. Patrzę jednak nieufnie na niego po trzyletniej przygodzie z klimatem. Czemu? Bo życie to życie i nigdy nie jest idealnie. Czasami bardzo czegoś chcemy i oszukujemy się widząc coś tam, gdzie tego nie ma. Czasami potrafimy przeoczyć coś co mogłoby się dla nas okazać objawieniem. Jestem teraz w momencie, gdy daję za wygraną. Przestałam wierzyć w urzeczywistnienie bajki o "Pięknej i Bestii". Bowiem jak mówi stare przysłowie: "z piasku bicza nie ukręcisz".
Bicza? Mmmmm...
Więc znalazłam opowiadania. Jedno z pierwszych było przeróbką klasycznej disnejowskiej bajki "Piękna i Bestia". Nie wiem czemu akurat ta bajka, w której dziś niektórzy dopatrują się opowieści o syndromie sztokholmskim, zapadła mi w pamięć. Inne dziewczynki wolały się utożsamiać z Kopciuszkiem albo inna równie nudną królewną, która ugania się za cukierkowo słodkim księciem. Ja wolałam Bestię - brzydala o nadludzkiej sile i wysokim poziomem agresji. W moim opowiadaniu miejsce Bestii zastąpił sam Diabeł. Oczywiście był wątek wskrzeszenia pewnej młodej dziewczyny, uprowadzenia jej do bram piekieł i zmuszania do zamążpójścia. Ona nie chciała, on się wściekał, ona zaczęła mu ulegać... klasyka. Potem uroczyste ceremonie zaślubin - nadal trochę wbrew jej woli. A na końcu oczywiście po małym happy endzie ona umiera przy porodzie. Tu już powiało trochę brazylijską telenowelą. W każdym bądź razie uśmiechnęłam się sama do siebie i otarłam łezkę nostalgii. Wszak w mojej podróży do klimatu poznałam i "piekło" i "diabła" i również nie było happy endu.
Dalej przerzuciłam teczkę i natchnęłam się na opowiadanie rodem z dziennikarstwa szpiegowskiego. Zupełnie inna opowieść, bo dotykająca kwestii homoseksualizmu. Napisana było pod wpływem pierwszego zetknięcia z dość rozwiązłym życiem seksualnym prowadzonym przez mojego brata i bratową. Na koniec widniało motto: "wszystko jest dla ludzi".
Do pisania wróciłam dopiero w liceum, gdy w domu stanął pierwszy komputer. Wtedy już poszło po całości. Mistycyzm, siły nadnaturalne, obrzędy okultystyczne, kajdany i brutalne gwałty w ciemnej piwnicy. Dość nietypowe zainteresowania jak na nastolatkę, która nie miała jeszcze chłopaka i powinna spędzać czas na dyskotekach a nie z nosem w książkach i grach komputerowych z gatunku horroru.
Teraz będąc już dorosłą kobietą miło wspominam moje pierwsze fantazje i błądzenie po przestworzach własnej wyobraźni. Każdy dąży do urzeczywistnienia swoich marzeń i ja w końcu odnalazłam świat, który w dużej mierze zawierał je. Świat BDSM. Patrzę jednak nieufnie na niego po trzyletniej przygodzie z klimatem. Czemu? Bo życie to życie i nigdy nie jest idealnie. Czasami bardzo czegoś chcemy i oszukujemy się widząc coś tam, gdzie tego nie ma. Czasami potrafimy przeoczyć coś co mogłoby się dla nas okazać objawieniem. Jestem teraz w momencie, gdy daję za wygraną. Przestałam wierzyć w urzeczywistnienie bajki o "Pięknej i Bestii". Bowiem jak mówi stare przysłowie: "z piasku bicza nie ukręcisz".
Bicza? Mmmmm...
Komentarze
Prześlij komentarz