Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2018

Piękna i Bestia

Podczas świątecznych porządków znalazłam w szufladzie moje stare opowiadania jeszcze z liceum. Bo pisałam...pisałam od kiedy nauczyłam się liter. A zanim nauczyłam się liter mając 4 latka układałam już rymowane piosenki... Potem zapisywałam na kartkach, w zeszytach, aż w końcu na starej maszynie do pisanie przyniesionej z hurtowni przez tatę. Więc znalazłam opowiadania. Jedno z pierwszych było przeróbką klasycznej disnejowskiej bajki "Piękna i Bestia". Nie wiem czemu akurat ta bajka, w której dziś niektórzy dopatrują się opowieści o syndromie sztokholmskim, zapadła mi w pamięć. Inne dziewczynki wolały się utożsamiać z Kopciuszkiem albo inna równie nudną królewną, która ugania się za cukierkowo słodkim księciem. Ja wolałam Bestię - brzydala o nadludzkiej sile i wysokim poziomem agresji. W moim opowiadaniu miejsce Bestii zastąpił sam Diabeł. Oczywiście był wątek wskrzeszenia pewnej młodej dziewczyny, uprowadzenia jej do bram piekieł i zmuszania do zamążpójścia. Ona nie chciał...

Dzień piąty

Nie muszę czuć woni alkoholu, żeby wiedzieć, że pije. Wystarczy kilka subtelnych szczegółów, charakterystyczne spojrzenie, ton głosu. Widzę to nawet zanim zacznie pić. W końcu mam wprawę - ja, żona alkoholika z dziesięcioletnim stażem. Nie trzeba pustych butelek poustawianych po kątach żeby wiedzieć, że pije. Wystarczy to, że nie przychodzi na górę do sypialni, że jedzenie przestało znikać z lodówki, że telewizor włączony jest nieco głośniej niż zwykle. Wtedy m wyłącza się z naszego wspólnego świata i ja zostaję sama. Wiem już, że muszę poustawiać wszystkie sprawy tak, jakby go nie było w domu. Załatwić sąsiadkę, żeby odbierała dziecko z przystanku, moją matkę by zajęła się drugim dzieckiem, zadzwonić do przedszkola, zadzwonić do fundacji, poodwoływać zajęcia na które nie będzie miał je kto zawieźć. Robię to już niejako beznamiętnie. Jakby po prostu pozmieniały się plany. Jakby szanowny m miał wyjazd służbowy albo na małą chwilę przestał istnieć, zamienił się w mebel o który się poty...

Świat zwariował

Świat zwariował. Właściwie to ja zwariowałam w całkiem normalnym świecie. A przecież powtarzałam to sobie, że "czasem trzeba zrobić coś szalonego żeby nie zwariować" . Otóż właśnie w tym problem: dawno nie zrobiłam niczego szalonego. Niczego co zapewniłoby równowagę mojej psychice, mojej dwoistej osobowości. Miotam się jak dzikie zwierzę w klatce. I niestety mój demon powoli zaczyna prześwitywać pod cienka maską, którą noszę na twarzy. Rozpycha się i zaczyna być widoczny. Jest głodny. Chwilami nawet przejmuje kontrolę. Bardzo go nie lubię, choć wiem, że jest częścią mnie i czasami bardzo się przydaje. Teraz jednak jest go za dużo. Często wybucham złością i klnę ostatnio jak szewc nie ważąc na towarzystwo, w którym się znajduję. Oczywiście dostałam też +100 punktów do odwagi. To akurat się przydaje. Ale emanowanie wyuzdaną seksualnością na prawo i lewo zaczyna być kłopotliwe, bo dajmy na to gdy klient po 70 zaczyna Cię podrywać robi się niesmacznie. Dodaj do tego kolegów co c...