Piękna i Bestia
Podczas świątecznych porządków znalazłam w szufladzie moje stare opowiadania jeszcze z liceum. Bo pisałam...pisałam od kiedy nauczyłam się liter. A zanim nauczyłam się liter mając 4 latka układałam już rymowane piosenki... Potem zapisywałam na kartkach, w zeszytach, aż w końcu na starej maszynie do pisanie przyniesionej z hurtowni przez tatę. Więc znalazłam opowiadania. Jedno z pierwszych było przeróbką klasycznej disnejowskiej bajki "Piękna i Bestia". Nie wiem czemu akurat ta bajka, w której dziś niektórzy dopatrują się opowieści o syndromie sztokholmskim, zapadła mi w pamięć. Inne dziewczynki wolały się utożsamiać z Kopciuszkiem albo inna równie nudną królewną, która ugania się za cukierkowo słodkim księciem. Ja wolałam Bestię - brzydala o nadludzkiej sile i wysokim poziomem agresji. W moim opowiadaniu miejsce Bestii zastąpił sam Diabeł. Oczywiście był wątek wskrzeszenia pewnej młodej dziewczyny, uprowadzenia jej do bram piekieł i zmuszania do zamążpójścia. Ona nie chciał...